przyjaźń – inspiracja: Maria Kula Życie 9 maja 2021
Opowiem Wam dziś o inspirującej przyjaźni.
Historia poznania tej kobiety jest jedną z moich ulubionych. Maria poznała wcześniej Dzieńdobry niż mnie i latem 2019 zajrzała do naszego praskiego Showroomu. Klasycznie z walizką bo leciała wtedy na Sycylię. Rozgadała się z moją mamą, która urzędowała w sklepie i słysząc, że właśnie przeżywam słabszy okres zaprosiła mnie na Goa – gdzie spędza czas zimowy. Mama do mnie dzwoni i opowiada, że poznała świetną dziewczynę, która mieszka w Indiach i że ma przeczucie, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Ja słysząc o zaproszeniu myślę – to nie może być przypadek – lecę! Po powrocie Marii z Sycylii spotkałyśmy się na zapoznawczą kawę, a następnym razem już na jej tarasie w Patnem. Od razu wsadziła mnie na skuter i zawiozła na goański zachód słońca na plaży. Od tamtej pory niezmiennie mnie inspiruje a nasze rozmowy nie mają końca.
Maria podróżuje i pisze. Zapraszam Was do spojrzenia na świat jej oczami. Dla mnie jest to zmysłowa podróż również w głąb siebie – ta najciekawsza.
Jaśmina
„ Pierwszy raz przyleciałam na Sycylię w lipcu 2014 roku. To była moja druga podróż z biletem w jedną stronę, małym plecakiem, bez planu. Spędziłam wtedy na Sycylii 2 miesiące, objechałam ją dookoła i poznałam jednego z moich najbliższych dziś przyjaciół. Od tamtej pory małe miasteczko na południe od Palermo stało się jednym z moich domów, moich miejsc na świecie, gdzie zawsze wracam, tam akurat co lato, a najczęściej dwa razy w roku, w czerwcu i w październiku.
W 2014 roku mieszkałam w Krakowie i kiedy wróciłam do mojej 20 metrowej kawalerki bez drzwi do łazienki, po ośmiu tygodniach z plecakiem, bez planu i komputera i znów znalazłam się w mieszkaniu w centrum miasta, z notesem i wypełnioną punktami listą “to do”, bez upału, morza, krewetek i cytryn na drzewie, to coś mnie uderzyło. Był poranek, a ja nie mogłam pójść na boso i zerwać fig na śniadanie, nie mogłam schronić się w cieniu drzew oliwkowych, miałam widok na miasto i hałas dwójki na powyginanych torach na Zwierzynieckiej i naprawdę nie mogłam zrozumieć jakim cudem nagle tam jestem. Napisałam wtedy tekst o podróżowaniu. I choć od tamtego czasu w moim życiu zmieniło się prawie wszystko (nawet mam aktualnie drzwi do łazienki), to akurat to, jak patrzę na podróżowanie nie zmieniło się wcale.
Samoloty zepsuły podróżowanie. W ciągu dwóch godzin przeniosłam się z Krakowa na Sycylię i zamieniłam mój dom, wąsatego taksówkarza z MegaTaxi i planty, na ciepłe powietrze pachnące morzem i ciemnoskórych mężczyzn, łypiących błyszczącymi źrenicami zza słonecznych okularów. Samoloty są trochę jak teleportacja. Oszukują. Podróż to coś, co trwa, a nie mrugnięcie okiem w latającej puszce z klimatyzacją. Za każdym razem zastanawiam się jakie to proste. Możnaby polecieć na jeden dzień, podróż trwa krócej niż pociągiem TLK do Warszawy. Gdzie jest bariera? Czemu nikt nie lata na jeden dzień do Palermo?
Wsiadanie do samolotu to nie jest podróżowanie. Gdybym poszła na piechotę z Krakowa do Kielc i po drodze mieszkała w szałasie to byłabym znacznie bardziej w podróży. Może podróżowanie to stan umysłu? Otwartość, ciekawość, uważność. Robienie rzeczy o których się wcześniej nawet nie marzyło albo myślało, że “nigdy tego nie zrobię”. Kiedy jestem w drodze, mój mózg pracuje inaczej, jestem trochę jak zwierzę, mam wyostrzone zmysły. Odkrywam swoje możliwości i limity. Wiem o sobie więcej.
Podróżowanie to spotkanie. Nie tylko ze sobą, ale też z innymi ludźmi. Kiedy jestem w drodze, każdy napotkany człowiek jest ciekawy. Uwielbiam przyglądać się ludziom na ulicy. Siadam na krawężniku albo schodach do kościoła i patrzę, słucham, chłonę. Jestem całą sobą.
Podróżowanie nie ma dla mnie nic wspólnego z odhaczaniem krajów do zwiedzenia, oglądaniem zabytków i robieniem zdjęć na insta. Widziałam wiele pięknych miejsc na świecie, ale dalej na mojej liście TOP 3 jest pewne jezioro i las na Suwalszczyźnie. Nie chodzi o to, żeby jechać daleko. Chodzi o to, żeby otworzyć oczy i chcieć naprawdę czegoś doświadczyć.”
Maria Kula